Brudy
Znasz inne opracowanie tej piosenki? Aby zapisać swoje opracowanie tego utworu kliknij tutaj
Jo
jest
ślązok,
Śląsk
moja
dzielnica,
ta
stara
rudera
to
moja
kamienica.
Z
moją
rodziną
mieszkom
przy
Wolności,
ta
okolica
niemiła
jest
dla
gości.
Ja
też
czasem
to
sie
troche
boje,
kiedy
wracam
po
imprezie,
albo
z
wodopoju,
Który
czynny
cała
doba
-
delira
nie
choroba,
Więc
pije
codziennie
z
moimi
kolegami,
cały
tydzień
po
pietnastym
jesteśmy
bogami.
Kiedy
kończy
sie
kasa
trzeba
skroić
klienta,
tylko
żeby
był
pijany,
żeby
nic
nie
pamiętał
Bo
inaczej,
może
glinom
powiedzieć
-
skasuję
szmatę,
za
człowieka
pójdę
siedzieć.
I
kto
mi
w
to
uwierzy?
Żyję
z
dnia
na
dzień,
ciężko
żyć
inaczej.
Kiedy
w
nocy
nie
wracam,
moja
matka
płacze;
Myśli,
że
zabili
mnie
gdzieś
w
ciemnej
bramie
-
chcę
ją
uspokoić,
więc
tłumacze
mamie:
Mama
nie
bój,
bezpieczny
twój
synek.
W
kieszeni
mam
giwerę,
w
niej
pełny
magazynek;
W
drugiej,
mówie
ci
bez
kantu,
mam
kastet
-
to
jest
rączka
od
hydrantu.
Patrze
na
matke,
nie
wiem
co
się
dzieje,
chciałem
ją
upokoić
-
ona
prawie
mdleje;
Nie
wiedziałam,
mówi,
że
mam
w
domu
zbrodniarza;
nic
nie
rozumie,
to
się
często
zdarza.
Słuchać
już
tego
nie
mam
ochoty,
że
dla
niej
najważniejsze
są
moje
galoty,
Żebym
pięknie
wyglądał,
miał
czystą
szyję,
żebym
uczył
się
dobrze
-
tym
tylko
żyje.
I
kto
mi
w
to
uwierzy?
To
konflikt
pokoleń
mówi
mój
tata,
on
wiele
wie
o
życiu,
już
ma
swoje
lata;
Na
tej
samej
ulicy
twardo
wychowany,
wcale
się
nie
dziwi
gdy
wracam
pijany.
On
wie,
co
to
znaczy
w
sywie
być.
On
dobrze
rozumie,
co
to
znaczy
gnić
Na
tej
samej
ulicy
dostał
pierwszy
raz,
tu
pierwszy
raz
pił
i
na
babę
wlazł;
On
wie,
że
życie
to
nie
je
bajka,
trza
na
tytoń
zarobić
by
zapalić
fajke.
Jemu
udało
się
wyrwać
z
tego
gnoju,
mieć
trochę
pieniędzy
i
trochę
spokoju.
I
kto
mi
w
to
uwierzy?
Zaś
mój
wujek
rozumie
to
dokładnie.
Jak
nie
siedzi
w
pierdlu,
czasem
do
nas
wpadnie.
Przyniesie
flaszkę,
co
świeżo
ukradziona,
on
pije
z
żalu,
rzuciła
go
żona,
Wcześniej
on
w
nią
rzucił
piłą
od
metalu,
cztery
długie
miesiące
przeleżała
w
szpitalu;
On
cztery
lata
w
kiciu
bo
to
recydywa
-
to
się
nazywa
miłość
nieszczęśliwa.
Żeby
wyjść
na
zwolnienie
wymyślał
sposoby,
wstrzykiwał
se
żółtaczkę
i
inne
choroby.
To
i
tak
dobrze,
bo
jego
kolega
obciął
u
nóg
palce
-
do
dzisiaj
nie
biega.
I
spróbuj
tu
żyć
inaczej.
Autor: Hasiok
Autor tekstu: Brak
Autor muzyki: Brak